Sebastian wciąż nie wychodził. Stał w progu i patrzył na nią.
W świetle zmierzchu szary kolor jego oczu wydawał się jeszcze bardziej nietypowy. – Colin był głupi, że wysyłał cię do mnie. – Nalegał, więc musiałam mu to obiecać – zaczęła się tłumaczyć, ale on jej przerwał: – Wiem. Lucy, nie martw się, już więcej cię nie dotknę. – Do tego potrzeba dwóch osób – powtórzyła jego słowa. Wyszedł, nie odwracając się. Naraz za oknem rozbłysło i rozległ się grzmot, a w chwilę później lunął deszcz. Lucy pomyślała, że Sebastian na pewno zawróci, ale tak się nie stało. Wybiegła na schodki i w jednej chwili przemokła do nitki. Jak to możliwe, by zniknął tak szybko? Wróciła do kuchni, wylała herbatę do zlewu i poszła na górę do sypialni. Tam przebrała się w zwykłą koszulę nocną i wskoczyła do łóżka. Wzięła książkę, jednak w żaden sposób nie mogła się skupić na czytaniu. W kilka minut później usłyszała podjeżdżający pod dom samochód. Madison wpadła do domu tylnymi drzwiami i zawołała z kuchni: – Cześć, mamo! Kto zostawił na schodach rakietę tenisową? Lucy wstrzymała oddech. A więc Sebastian widział ją na schodach, w mokrym szlafroku przywierającym do ciała, w nikłym świetle dochodzącym z kuchni. – To ja! – odkrzyknęła. Madison stanęła w drzwiach jej sypialni. Lucy uśmiechnęła się do niej, myśląc, że gotowa jest zgodzić się na wszystko, byleby ochronić dzieci. Nawet na to, by agent Redwing włóczył się po lesie w pobliżu jej domu. Ten nietoperz na pewno nie zmarł śmiercią naturalną. Sebastian nie był ekspertem od latających ssaków, ale to było oczywiste. Po namyśle doszedł do wniosku, że nie ma potrzeby stróżować przez całą noc w pobliżu domu Lucy. Ten, kto podrzucił nietoperza, wykonał już swoje zadanie na dzisiejszy dzień. Sebastian nie miał pojęcia, kto to może być, doszedł jednak do wniosku, że należy wykluczyć dzieci. Zadzwonił do Waszyngtonu, do Happy Ford. Nie miała żadnych nowych wiadomości. – Sprawdzam kilka śladów – usłyszał tylko. Rozpakował kanapkę z tuńczykiem, którą kupił po drodze, i włączył telewizor. Nie oglądał telewizji od miesięcy. Znalazł powtórkę ,,Wyspy Gilligana’’ i patrzył, jak Gilligan, Skipper i cała reszta próbują wrócić do domu. Miał ochotę powiedzieć im: ,,Nie ma powrotu’’. Ostatnie dwa dni, które spędził w pobliżu domu Daisy, jaskrawo uświadomiły mu tę prostą i okrutną prawdę: nie ma powrotu. Wyłączył telewizor. Czy Mowery był w Vermoncie? Czy przyjeżdżając tutaj, Sebastian sam się wydał w jego ręce? Czy Lucy miała posłużyć za przynętę, by go tu przyciągnąć? Wiedział, że należy oddzielać fakty od spekulacji. Pojawienie się Darrena w Waszyngtonie mogło nie mieć nic