dobroci
- Cześć, Christopherze. - Pocałowała go w policzek. - Pewnie, że wszyscy zadowoleni. Tym razem naprawdę nas rozpuściłeś. - Gdzie reszta? - spytał, obejmując ją ramieniem. - Susan - dwa piętra niżej. - Lizzie dyskretnie się odsu-nęła i usiadła na sofie. Spojrzała na córeczkę, która studiowała kartę room service'u. - Chodź, Sophie, opowiesz mi, co to się działo w samolocie. - Widząc, że dziewczynka jej nie słucha, zwróciła się znów do męża: - Richard także tu mieszka, a reżyser Bill Wilson i Gina, jego sekretarka, chyba niebawem zjadą, ale nie jestem pewna. - A ekipa? - spytał Edward, który jeszcze przed rozpoczęciem podróży studiował pilnie materiały na temat produkcji telewizyjnej. - Mają być w innym hotelu, nie pamiętam którym. - Hotel Paradiso - podpowiedział Christopher. - Dlaczego nie tu? - Edward wyraźnie był zawiedziony, gdyż marzyła mu się przyjaźń z kamerzystami. - Tu za duży wypas jak dla nich - zasugerował mu Jack. - Jeść mi się chce - odezwała się Sophie. - Konam z głodu - zawtórował jej Edward. Sophie podeszła z kartą. - Tatuś mówi, ze teraz będziesz jeszcze bardziej sławna. - Na razie w ogóle nie jestem - zaprotestowała Lizzie. - Troszkę jesteś - sprzeciwił się Edward. - Ale nie tak jak tatuś - dodał Jack. Na planie w kremowej willi, która kiedyś, zdaniem Giny Baum, należała do rosyjskiego arystokraty, Lizzie z całą ekipą montowali pracowicie drugi odcinek serialu. Nakręcono już scenę robienia zakupów - jarzyny z mercato w La Pigna, starym miasteczku z malowniczymi zaułkami i stromymi schodkami, po których Lizzie na polecenie reżysera musiała nosić kosze pomidorów, karczochów, grzybów, bakłażanów i świeżych ziół; ryby z żółtokremowego miasteczka Cervo; lokalne wino rossese z winnic otaczających Dol-ceacqua. Ekipa, już znowu w pełnej formie, odwiedziła też różne miejsca wybrane przez Lizzie w ciągu paru ostatnich miesięcy, filmując dokrętki, z których większość prawdopodobnie wyleci na etapie montażu: zamek Doria, rzekomo nawiedzony, cerkiew prawosławną z grobami błę-kitnokrwistych rosyjskich emigrantów, miasto zburzone podczas trzęsienia ziemi ponad sto lat temu, ogrody róż i goździków w Ventimiglia, a w samym San Remo Kasyno Miejskie. - Teraz już sprawia ci to przyjemność, prawda? - zauważył Christopher po drugim kieliszku koniaku, który nareszcie sami popijali pod koniec drugiego dnia w barze.