Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/przyrodnicza.glogow.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra13/ftp/przyrodnicza.glogow.pl/paka.php on line 5
się rozklejając. – On mnie nie chce, rozumiesz?!

się rozklejając. – On mnie nie chce, rozumiesz?!

  • Natan

się rozklejając. – On mnie nie chce, rozumiesz?!

09 August 2022 by Natan

- Kto? – zapytał podenerwowany chłopak. Rzadko kiedy jego przyjaciel tak się zachowywał i dzwonił do niego zapłakany. - Książę! Nie chce mnie, bo ma innego! - Za chwilę będę – powiedział szybko, a w telefonie słychać było odgłosy kroków. - On nie chce księżniczki! – dodał jeszcze, kolejne czarne łzy pociekły po jego policzkach. Czuł się okropnie, taki pusty. Zerknął na lustro, które wisiało na przeciwległej ścianie. Tak jak się czuł, tak też wyglądał. Makijaż spływał mu aż do ust, ale niezbyt go teraz to obchodziło. Rozdział trzeci Książę stawia opór! Postanowił, że się nie podda. Będzie tak długo wyznawać księciu miłość aż ten również się w nim zakocha i skończy się jak w każdej bajce, czyli słowami: „Żyli długo i szczęśliwie”. Karol mu to oczywiście starał się odradzić, ale Krystian był pewny, że to, co czuje do Adama, to najprawdziwsza miłość, a o miłość się przecież walczy. Dlatego też znów jest na osiedlu, na którym mieszka Adam. Siedzi na ławce, mając na oku wejście do klatki mężczyzny. Gdy ten tylko wyjdzie, on rzuci się na niego i będzie mu powtarzać jak bardzo go kocha. Aż uśmiechnął się do siebie. Tak! Wspaniały plan! Musi się przecież udać! Dodatkowo znów dołożył wszelkich starań, aby wyglądać jak najlepiej. Miał na sobie obcisłe, chabrowe rurki, srebrny, świecący T-shirt i swoje ulubione rzemyki na nadgarstkach. Oczywiście nie zapomniał o makijażu. Adam musi mu ulec! W końcu był ładny, sam o tym doskonale wiedział i nie raz już swój urok wykorzystywał. Był tylko może trochę za chudy, ale lubił swoje wystające żebra. Zawsze bał się przybywających kilogramów, właśnie dlatego cieszył się, że jest taki szczupły. Mimo wszystko dalej dbał o linię, wiedział, że nie może siebie zaniedbać. Szczególnie teraz, kiedy walczy o księcia. A zresztą… Widział ktoś kiedykolwiek otyłą księżniczkę?! Nagle drzwi się otworzyły, jego niebieskie, małe oczka powędrowały w stronę klatki, lecz po chwili znów powróciły na czubki białych trampek. Kolejny fałszywy alarm. Kiedy ten Adam wreszcie postanowi wyjść?! Specjalnie zwolnił się dzisiaj z pracy! Szefowa nie była zadowolona, no ale przez ostatnie miesiące dużo pracował w zakładzie. Brał nawet nadgodziny, dlatego kobieta się zlitowała i pozwoliła mu odpocząć od włosów. Krystian był fryzjerem… Właściwie, to dopiero zaczynał karierę fryzjera, ale wiedział, że to właśnie chce robić w życiu. Lubił bawić się włosami, układać w różne fryzury, podcinać, farbować, a nawet prostować. Drzwi znów się otworzyły. Zrezygnowany chłopak spojrzał na nie niechętnie i prawie podskoczył z radości. Jego książę trzymał w dłoni dwie smycze, a na nich dwa psy. Krystian niezbyt się znał na rasach, ale wiedział, jakiej jest ten duży. Golden retriever, sam kiedyś chciał takiego, ale mama się nie zgadzała. Spojrzał na mniejszego, brązowego kundelka z oklapniętymi uszami. Uśmiechnął się pod nosem, książę wyglądał cudownie z tymi psami. Blondyn wyszczerzył się jeszcze bardziej, szybko wstając z ławki i podbiegając do mężczyzny. - Cześć! – zawołał radośnie. Wczorajsza złość już mu przeszła. Adam spojrzał na niego zdziwiony, a po chwili przywołał na twarz cierpiętniczy wyraz. Znowu ten dzieciak? Brunet zaczynał się powoli go obawiać, może i był chudy, ale nigdy nie wiadomo, co siedzi takiemu w głowie. - A ty tu co robisz? – prychnął, taksując go nieprzyjaźnie spojrzeniem, po czym ruszył do przodu. Krystian, niezrażony, dotrzymał mu kroku, wciąż się uśmiechając, co trochę przerażało Adama. - Przyszedłem, żeby powiedzieć ci, że cię kocham – powiedział rozbrajająco poważnie. Brunet aż się zapowietrzył. Przyśpieszył kroku, mając nadzieję, że młody wreszcie się od niego odczepi, ale chyba się przeliczył. Dzieciak nie miał zamiaru odpuszczać. Weszli do parku, gdzie Adam nagle się zatrzymał i zgromił wzrokiem Krystiana.

Posted in: Bez kategorii Tagged: ile zarabia martyna wojciechowska, aida wróżka warszawa, włodarczyk marek,

Najczęściej czytane:

órego czubek rozżarzył się na czerwono. - Mam kilku lojalnych wobec mnie ludzi. Powiedziałem im, żeby zapobiegli jakimkolwiek rozmowom o strajku. Nie tłumaczyłem im, w jaki sposób mają to zrobić. - Wycelował w nią papierosem. - Nie pozwolę, żeby ktoś brał moje pieniądze i jednocześnie protestował przeciwko mojemu zarządzaniu. Jeżeli chcą dołączyć do tego Nielsona i jego podżegaczy, proszę bardzo, lecz nie kosztem mojego czasu i nie za moje pieniądze. - Podniósł głos. - O mały włos go nie zabili. - Ale żyje i powiedziano mi, że się wyliże. - Zgasił niedopałek. - Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że Clark Daly ma w sobie wystarczająco dużo odwagi, by wystąpić w konkursie ortograficznym, a co dopiero zachęcać do strajku. - Może by i nie miał... gdybym go nie zachęciła. Huff drgnął, zaskoczony. Po kilku chwilach milczenia zaczął się śmiać do rozpuku. - A niech mnie! Powinienem się domyślić. Daly nie ma jaj, żeby samemu podjąć się takiego zadania. Stacza się od lat. Tacy jak on nie mają odwagi. - To właśnie myślałeś, Huff, ale się myliłeś. Clark był urodzonym przywódcą. Złamałeś go, pozbawiłeś stypendium i szansy na wyższe wykształcenie. Odebrałeś mu nadzieję oraz pewność siebie. - Jezu Chryste, powiedz mi coś nowego, jeszcze ci się nie znudziło? Ten chłopak sam sprowadził na siebie wszystkie nieszczęścia. - Clark dawno przestał być już chłopcem, Huff, to mężczyzna i znowu udowodnił, że jest urodzonym liderem. - Jasne. Może poprowadzić cię prosto do każdego baru w naszej parafii. - Ludzie go słuchają, Huff. Beck powiedział, że jego przyjaciele byli gotowi tej nocy porzucić pracę i udać się na poszukiwania. Wygląda na to, że zaskarbił sobie ich szacunek i zaufanie. Huff zerwał się gniewnie z krzesła. - Do czego zainspirował cię Clark Daly, poza nieposłuszeństwem wobec mnie? - Miałam osiemnaście lat. Nie potrzebowaliśmy twojego pozwolenia, żeby się pobrać. Huff podszedł do barku i nalał whisky z karafki do szklanki, a następnie wychylił ją jednym łykiem. - Całe szczęście, że dowiedziałem się o waszej ucieczce i powstrzymałem was. - O tak, rzeczywiście, jesteś prawdziwym bohaterem, Huff. Ścigałeś nas niczym kryminalistów i zagroziłeś, że wyrzucisz z pracy ojca Clarka, jeśli się pobierzemy. Sterroryzowałeś jego rodziców, mnie i Clarka. Bardzo odważny postępek. - Wolałabyś, żebym go zastrzelił? - ryknął z wściekłością. - Miałem do tego pełne prawo! - Prawo? Jakie prawo?! - Chłopak mi się przeciwstawił. Zasłużył sobie... - Nie zasłużył na los, jaki mu zgotowałeś, Huff! Skrzywdził cię jedynie tym, że mnie pokochał. - Nie był dla ciebie odpowiednią partią. - Tylko twoim egoistycznym i egocentrycznym zdaniem. - Nadawał się na chłopaka w liceum, ale jeśli chodzi o małżeństwo, potrzebowałaś kogoś z rodziny takiej jak nasza. Sayre roześmiała się gorzko. - Huff, na całym świecie nie ma takiej rodziny jak nasza. - Nie baw się ze mną w słówka, Sayre. Doskonale wiesz, o czym mówię - odparł gniewnie. - Powinnaś wyjść za kogoś bogatego. Kogoś z forsą, nie syna robotników. ...

- Nonsens. To żałosna wymówka, którą wymyśliłeś, żeby rozdzielić mnie i Clarka. Dzisiaj brzmi równie idiotycznie. Nie potrafiłeś ścierpieć myśli lub planów, które nie były twoje. - Zaczerpnęła głęboko powietrza, a kiedy znów przemówiła, jej głos był niski i szorstki z emocji. - Musiałeś nas zniszczyć. Spojrzał na nią gniewnie i nalał kolejną porcję burbona. Ze szklanką w ręce usiadł w fotelu i zapalił papierosa. Oddychał z trudem. Nawet z tej odległości Sayre czuła alkohol w jego oddechu. - Możesz sobie na mnie wrzeszczeć do woli, dziewczyno. Nawymyślaj mi, ile wlezie, piekl się i tup nogami, nigdy nie usłyszysz ode mnie ani tłumaczenia się, ani przeprosin. Kiedy jeszcze byłem takim małym dzieciakiem - wyciągnął rękę, żeby zademonstrować swój wzrost w tamtych czasach - przysiągłem, że zapoczątkuję linię Hoyle'ów, których nazwisko będzie się liczyło. Nikt nie zdoła zignorować lub zapomnieć nazwiska Hoyle. - Machnął w jej kierunku papierosem. - Nie zamierzałem dopuścić, żeby jednym z członków rodziny stał się bękart Daly'ego. Zadrżała, oddychając spazmatycznie. - Dlatego kazałeś je ze mnie wyrwać. - Zrobiłem to, co uczyniłby każdy ojciec... - ... bez serca. - ... który widział, jak jego córka niszczy... - Kazałeś wyrwać ze mnie moje dziecko! - Trzema susami Sayre pokonała dzielącą ich odległość i uderzyła go z całej siły w twarz. Huff zerwał się z fotela. Szklanka z whisky wypadła mu z ręki i potoczyła się po dywanie. Rzucił papierosa na ziemię i zacisnął pięści, unosząc je w groźnym geście. - Dalej, Huff, oddaj mi! Tamtej nocy, gdy wyciągałeś mnie z biblioteki, krzyczącą i płaczącą, błagającą cię, abyś tego nie robił, także uderzyłeś mnie w twarz. Czy wiesz, że podłoga wciąż nosi wgłębienia po moich piętach, którymi się zapierałam, próbując cię wtedy powstrzymać? Idź, obejrzyj ślady. To świadectwo tego, jak bardzo jesteś zdeprawowany. Kiedy nie mogłeś mnie wciągnąć siłą do samochodu, ogłuszyłeś mnie. Obudziłam się w gabinecie na tyłach domu doktora Caroe, z nogami przywiązanymi do strzemion fotela, a ramionami przypiętymi do stołu. - Wyciągnęła ręce, jakby nadal czuła więzy, które ją wtedy krępowały. Zdała sobie sprawę, że jej twarz jest mokra od łez. Zlizała słoność z kącików ust. - Ten pozbawiony skrupułów skurwysyn wyrwał ze mnie moje dziecko. Ile mu zapłaciłeś za to, żeby zniszczył to niewinne, słodkie życie, co, Huff? Ile cię kosztowało, byś udowodnił swoją dominację nade mną? - Szlochała teraz przy każdym słowie, ale ciągnęła dalej: - Włożył je do plastikowej torby i wyrzucił do śmieci. - Przyłożyła dłoń do piersi i krzyknęła z całych sił. - Moje dziecko! Po tym wybuchu w pokoju zrobiło się cicho jak w grobie. Słychać było jedynie tykanie zegara stojącego na szafce nocnej. Sayre otarła łzy i odgarnęła włosy do tyłu. - Ostatnio ktoś zauważył, że jesteś motywacją wszystkich moich działań. To prawda. Nienawiść do ciebie pomogła mi przetrwać depresję i dwa niechciane małżeństwa. Do dzisiejszego dnia, do tej chwili służyła mi doskonale, ale... - zaśmiała się lekko - ale najśmieszniejsze jest to, że sam wykopałeś dla siebie dół, Huff. Ty i te twoje pieprzone ambicje dynastyczne. Chcesz mnie wydać za Becka? Zabawne. Śmieszne i daremne, bo widzisz, kiedy twój niezdarny przyjaciel, doktor Caroe, zabił moje dziecko, jednocześnie odebrał mi szansę na posiadanie kolejnego. Huff cofnął się o krok. - Co takiego? - Tak, Huff, dobrze słyszałeś. Nie utrwalę twojej cholernej linii Hoyle'ów i możesz sam sobie za to podziękować. - Z tymi słowy Sayre odwróciła się i wybiegła z pokoju, ale stanęła jak wryta na widok Becka na korytarzu. 30 Sayre poczuła, że robi jej się słabo, ale bez słowa minęła Becka i zniknęła w cieniu spowijającym górny podest klatki schodowej. Po chwili rozległ się łoskot drzwi wejściowych. Beck nie poszedł za nią. Nie chciałaby tego. Był splamiony swoim powiązaniami z Huffem i teraz rozumiał powody jej niechęci do siebie. Zapukał do pokoju Huffa. - To ja - powiedział. Hoyle siedział w fotelu, chociaż Beck odniósł wrażenie, że opadł nań, nawet o tym nie wiedząc. Balansował na brzegu siedzenia, wpatrując się w podłogę, nieświadom tego, że leżący tuż obok jego stóp papieros wypala dziurę w dywanie, Beck podniósł niedopałek i zgasił go w popielniczce stojącej na stoliku obok fotela. Dopiero wtedy Huff zareagował na jego obecność. - Beck. Jak długo tu jesteś? - Wystarczająco długo. - Słyszałeś, co powiedziała mi Sayre? Beck pokiwał głową. - Wszystko w porządku? Masz takie wypieki. - Jeszcze żyję. Jeszcze. - Huff zmarszczył brwi, spoglądając na rozlany alkohol. - Przydałby mi się drink. Beck nalał mu trochę wody i powiedział: - Zacznij od tego. Huff skrzywił się z niechęcią, ale wychylił szklankę. Odchylając się w fotelu wypuścił powietrze z płuc. - Co za cholerny dzień - warknął. - Zaczął się od pikiety przed odlewnią, a teraz się dowiedziałem, że Sayre jest bezpłodna. Zaiste doskonały akcent końcowy. - Tylko to cię obchodzi? - Słucham? Beck usiadł na kanapie naprzeciwko Huffa. - To, o czym rozmawialiście, Huff... przecież jeśli twoja jedyna córka... Huff spojrzał na niego, jakby chciał przerwać to jąkanie i usłyszeć sedno wypowiedzi. Skoro jednak sam nie zrozumiał, o co chodzi, Beck też mu tego nie uświadomi. - Nie wiem, co chciałem powiedzieć. W końcu to prywatna sprawa między tobą i Sayre - dokończył Beck. - Tak. Była nią od tamtej nocy, gdy się to zdarzyło. - „Zdarzyło"? Sayre nie straciła dziecka przez czysty zbieg okoliczności, Huff. Wymusiłeś na niej aborcję. - Była jeszcze gówniarą - krzyknął Huff, gestykulując niecierpliwie. - Nie zamierzałem pozwolić, by zniszczyła sobie życie, zanim na dobre je zacznie, zwłaszcza obciążając się dzieciakiem Clarka Daly'ego. Wiesz, dlaczego zaszła w ciążę, prawda? - Żeby zapewnić sobie małżeństwo z Dalym - odparł Beck, chociaż pytanie Huffa nie wymagało odpowiedzi. - Otóż to. Powstrzymałem ich przed ucieczką. Rodzice Clarka poddali się dość szybko, gdy zagroziłem jego ojcu utratą pracy. Wysłali syna na wakacje do kuzynów w Tennessee. Pomyślałem, że odległość dzieląca Clarka i Sayre zakończy ich romans, ale Sayre znowu mi się przeciwstawiła. Pewnego weekendu wymknęła się z domu i spotkała potajemnie z Clarkiem. Potem, miesiąc później, przychodzi do mnie, zadowolona, i oznajmia, że jest w ciąży i nie mogę ich teraz powstrzymać przed pobraniem się. - Tyle że ty to zrobiłeś. - Jeszcze jak. Nie ma dziecka, nie ma małżeństwa - pstryknął głośno palcami. - Rozwiązałem oba problemy za jednym zamachem. Beck nie potrafił znaleźć słów w odpowiedzi na to przerażające oświadczenie. - Co z Dalym? - zapytał. - Wiedział o dziecku? - Nie wiem. Nigdy nie pytałem o to Sayre, a nawet gdybym to zrobił, i tak by nie odpowiedziała. Nie odzywała się do mnie całymi miesiącami. Myślałem, że wreszcie się z tego otrząśnie, zapomni z czasem. Beck przypomniał sobie wyraz twarzy Sayre, gdy opuściła pokój Huffa. Wyglądała tak, jakby to wszystko zdarzyło się zaledwie kilka dni temu. - Nie sądzę, żeby kiedykolwiek o tym zapomniała, Huff - powiedział cicho. - Na to wygląda, prawda? Teraz demonstruje przed odlewnią, wiesz? Nosi oskarżające mnie transparenty. To ona stała za sprawą Clarka Daly'ego. Sama się do tego przed chwilą przyznała. Jeśli ten chłopak się z tego nie wygrzebie, Sayre zrobi wielką drakę i założę się, że to mnie oberwie się najgorzej. - Wyliże się. Jadąc tutaj, dzwoniłem do szpitala. Nie ma złamania czaszki, jedynie kilka pękniętych żeber, Jeszcze trwają badania, żeby wykluczyć krwawienia wewnętrzne, ale jak do tej pory żadnych nie wykryto, a to dobry znak. Huff potarł wierzch głowy i roześmiał się z rozgoryczeniem. - Chłopcy chyba trochę przesadzili. - To był idiotyczny ruch, Huff. Huff przestał się śmiać i spojrzał na Becka ostro, ze złością, co rzadko mu się zdarzało. - Nie unoś się, Huff - powiedział spokojnie Beck. - Płacisz mi za moje opinie. Jeśli nie podoba ci się moja szczerość, znajdź sobie innego prawnika. Ja ci mówię, że przelanie pierwszej krwi było głupim pomysłem. Sam zresztą powiedziałeś to samo wczoraj w nocy. - Nie wiedziałem, że wszystko tak szybko wymknie się spod kontroli. Miałem stać z założonymi rękami i nie reagować? - Zaatakowanie jednego z własnych pracowników było złym posunięciem. Osiągnąłeś tylko tyle, że wręczyłeś opozycji kolejny argument i dostarczyłeś więcej amunicji, której użyją w walce przeciwko nam. Huff dźwignął się z fotela i podszedł do barku. - Wszyscy dzisiaj mają do mnie pretensje - wymruczał. - Zdaję sobie sprawę, że to nie najlepszy moment - odparł Beck. - Właśnie odbyłeś potworną kłótnię z Sayre i ostatnią rzeczą, jaką chciałbyś usłyszeć jest to, że źle radzisz sobie z sytuacją w fabryce, ale to prawda, Huff. Już wcześniej próbowałem ci wytłumaczyć, że nie możesz rozwiązywać problemu związków zawodowych tak, jak to robiłeś w przeszłości. Z Nielsonem nie pójdzie ci tak łatwo, jak z Iversonem. Nie wycofa się - zawiesił głos strategicznie, po czym dodał: - A tobie nie uda się go pozbyć. Właściwie odczytując znaczenie jego słów, Huff odwrócił się powoli z pustą szklanką w jednej ręce i kilkoma kostkami lodu w drugiej. Zdawał się nie zauważać, że rozpuszczający się lód cieknie mu między palcami. Beck wytrzymał jego świdrujące spojrzenie. - Nie zamierzam cię pytać, Huff, bo nie chcę wiedzieć, ale byłbym głupcem, gdym wierzył, że ty i Chris nie mieliście absolutnie nic wspólnego ze zniknięciem Gene'a Iversona. Chris na pewno odegrał w tamtej sprawie jakąś rolę. Na logikę, jeśli w oskarżeniu przeciwko niemu nie tkwiłoby ziarno prawdy, nie martwiłbyś się tak o wynik procesu i nie kazałbyś McGrawowi przekupić ... [Read more...]

Nikt się nie zjawiał.

- Chodźmy poszukać Madge - powiedział książę do Henry'ego. W kuchni nie było nikogo. Jakby wszystkich nagle wy¬miotło. Dziwne, zawsze ktoś się tu kręcił. Mark znalazł naj¬bliższy dzwonek i zadzwonił ponownie. Nadal nikt nie reagował. ... [Read more...]

Wyraził to zwykłym skinieniem głowy.

- Nie ukarałbyś go więc za to, że straciłeś przez niego Światło Księżyca? - Nie. On już przecież sam siebie ukarał najsprawiedliwiej... - bardziej westchnął niż stwierdził Badacz Łańcuchów. - A jeśli on też chciałby wrócić do ciebie, lecz się wstydzi lub boi się, ze go wyrzucisz lub nie potrzebujesz? - ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 przyrodnicza.glogow.pl

WordPress Theme by ThemeTaste