Może zasnęła, może straciła przytomność. A może coś
pomiędzy. Po nieokreślonym czasie zdołała przewrócić się na plecy, pozwalając słońcu ogrzać mokrą i zmarzniętą twarz. Wciąż ciężko oddychając, w niemal radosnym oszołomieniu zwróciła oczy ku ciepłym, jasnym promieniom. Było blisko. Bardzo blisko. Milla wciąż nie wierzyła, że udało im się dotrzeć na brzeg. Wiedziała na pewno, że nie zdołałaby zrobić tego o własnych siłach. Woda pieniła się i rozbijała zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od miejsca, w którym leżał Diaz. Lizała an43 285 zachłannie skałę i uparte drzewo, wiedząc dobrze, że kiedyś z nimi wygra. Czas zawsze działał na korzyść potoku. Tylko dzięki sile Diaza udało się im wyrwać z żelaznego lodowatego uścisku. - Co się stało? - wydyszała Milla, wciąż z trudem łapiąc oddech. - Dlaczego spadliśmy? - Wykruszyła się ta wykuta wnęka, na której była oparta kładka - odparł Diaz. - Dlatego deska nagle się przechyliła. - Skąd wiedziałeś, że dalej jest wodospad? Milczał. - Wartki potok zawsze kończy się wodospadem - powiedział w końcu. - Nie oglądasz filmów akcji? Oszołomiona i szczęśliwa, pijana życiem, Milla roześmiała się głośno. Diaz przewrócił się na plecy, układając tuż obok niej; jego klatka piersiowa wciąż pracowała w nerwowym rytmie, nadrabiając deficyt tlenu. Mężczyzna obrócił głowę ku Milli, a ona dostrzegła, jak na jego ustach rodzi się lekki uśmiech. Patrzył na nią w milczeniu, silne, popołudniowe słońce zwęziło jego oczy - Dałbym sobie odciąć lewe jajo - odezwał się nagle - żeby być teraz w tobie. Śmiech zamarł zszokowanej Milli na ustach. Tak, fantazjowała o nim, myślała i marzyła, ale nigdy nie sądziła, że to może stać się naprawdę. A tymczasem - proszę bardzo. Tu i teraz. Diaz... z nią? Słowa mężczyzny tak zgrzytnęły, że cały świat wokół Milli zakołysał się bezlitośnie, choć przecież ciągle leżała na ciepłej skale, z szumem w uszach i adrenaliną krążącą w żyłach. Świat zakołysał się, a potem an43 286 gwałtownie osiadł w posadach. Milla poczuła nagle pierwotny, zmysłowy głód, który aż zatrząsł jej słabym ciałem. Diaz z nią. Przeniknął ją żar na myśl o tym mężczyźnie pochylonym nad nią, spoczywającym między jej nogami... Pragnęła go. Pragnęła go od momentu, gdy pierwszy raz się zobaczyli. Pragnęła go teraz. Nigdy nawet jej porządnie nie pocałował. Łagodny całus pocieszenia w Juarez się nie liczył. Chciała tego, ale wszystkie możliwe powody odmowy w jednej chwili przegalopowały jej przez głowę. Jeżeli Diaz miał ochotę tylko na szybki numer, to Milla zdecydowanie nie była kobietą, której szukał. Nie mogła sobie jednak wyobrazić, że temu facetowi może chodzić o coś innego. Ostatecznie to był Diaz, nie jakiś miły chłopak z sąsiedztwa. A ona nie była tak głupia, by wierzyć, że jakimś cudem zdoła go zmienić. Tak uważała, by nie wysłać mu żadnego seksualnego sygnału, nie dać mu poznać, że uważa go za fizycznie