brak pieniędzy uniemożliwia jej jakiekolwiek
działanie. - List był napisany odręcznie czy wydrukowany? - Wydrukowany. Na drukarce atramentowej, czcionką arial na białym papierze. Bez odcisków palców, stempel pocztowy z centrum Londynu. Ani ja, ani Mike Novak nie mieliśmy cienia szansy, żeby namierzyć autora. Zresztą niespecjalnie nas obchodziło, kto to pisał. - Bo was interesowała Lynne. - Tak. - Dlaczego? Allbeury przekrzywił lekko głowę. - Czy to nie oczywiste? Kobieta w takich opałach, niezdolna do szukania ucieczki... - Takich są tysiące. - Tysiącom pomóc nie mogę. - Ale kilku pan pomaga. - Owszem, pomogłem paru osobom. - Tylko kobietom? - Jako adwokat dokładam wszelkich starań, by w ramach swoich możliwości pomagać zarówno kobietom, jak mężczyznom. - Ale teraz nie mówimy o pańskiej działalności jako adwokata, prawda? - Rzeczywiście, nie w tym przypadku. - Umilkł na chwilę. - Mam ten list, pani inspektor, jeśli chciałaby pani go obejrzeć czy dać do zbadania. Shipley przyznała, że owszem, po czym zapytała o pierwszy anonim, jaki otrzymał. Allbeury zapewnił ją, że jest taki sam i też chętnie go udostępni. Owszem, też dotyczy pewnej nieszczęśliwej kobiety. Kiedy dowiedział się o losie Lynne Bolsover, poprosił Mike'a Novaka, żeby sprawdził, co obecnie dzieje się z tą panią. - Na szczęście żyje i ma się dobrze. Ku mojej radości, podobno rozstała się z mężem. - Bez pańskiej pomocy? - Zgadza się. I aby zaspokoić pani ciekawość, dodam, że i tej osobie proponowałem pomoc, ale powiedziała Mi-ke'owi Novakowi, iż jej nie potrzebuje. - Najwyraźniej tak było. - Tak. Bardzo mnie to cieszy. - Naprawdę? - Oczywiście. - I bardziej oficjalnym tonem spytał: - Po-dobno interesuje panią moje spotkanie z panią Bolsover. - Jeśli nie ma pan nic przeciwko temu. - Jak pani wiadomo, poprosiłem pana Novaka o zorganizowanie pierwszego kontaktu. Głównie z powodu jego miłego charakteru i zdolności do wtapiania się w różne środowiska. - Wygląda bardziej pospolicie - zauważyła Shipley, wspominając detektywa.