– Który to już raz?
– Czwarty. Nie znoszę drania. – Wziął do ręki przycisk do papieru i zważył go w dłoni. Serce z bakaratu, które Kate dostała od Richarda na ostatnie walentynki. – Nienawidzę braku odpowiedzialności. Kate uśmiechnęła się do siebie. Właśnie dlatego, mimo licznych wad, Blake był tak doskonałym pracownikiem. – Zajmę się tym – uspokoiła go. – Trzeba będzie chyba poszukać innego cukiernika. – Najwyższy czas! – Blake pogroził jej palcem. – I nie słuchaj żadnych łzawych historii. Co z tego, że zdechł mu pies albo uciekła od niego żona. Lub odwrotnie. Przede wszystkim nie wywiązał się z zamówienia. Jesteś stanowczo zbyt miękka, Kate – zakończył z niesmakiem. Richard też jej to wypominał. Zbyt łatwo dawała się nabierać różnym naciągaczom. – Nie przyjmę żadnych usprawiedliwień – obiecała. – Będę jak stal. Blake uśmiechnął się do niej. – Świetnie. Chciał już wyjść, ale Kate go zatrzymała. – Jak wam szło w czasie weekendu? – Nieźle, chociaż byłoby lepiej, gdybyśmy mieli więcej deserów. – A jak ten nowy chłopak? – Kapelusznik? – Nazwali go tak ze względu na upodobanie do dziwacznych nakryć głowy. Chłopak był jej najnowszym i zarazem najmłodszym pracownikiem. Kate zatrudniła go, ponieważ liczyła na jego dobrą pracę, oraz dlatego, że z taką osobowością nie miał co liczyć na inne sensowne zajęcie. – W porządalu. Cały czas był pod skrzydłami Tess, więc nie mógł popełnić rażących błędów. Poza tym chyba spodobał się klientom. Tess, która również pracowała w kawiarni, czasami zaniedbywała swoje obowiązki, dlatego Kate spojrzała pytająco na Blake’a. – Powierzyłeś jej nowego pracownika? Marilyn zajrzała przez otwarte drzwi do biura. – Kate, masz telefon. Dzwoni Ellen z Citywide. Skinęła głową, starając się nie pokazywać, jak podziałała na nią ta wiadomość. Podniosła słuchawkę, widząc kątem oka, że Marilyn wypycha Blake’a z pomieszczenia. Po chwili została sama. Kate pokiwała głową. Wszyscy jej pracownicy i stali klienci wiedzieli już, że chcą adoptować dziecko. Wiedzieli też, przez co przeszła i jak bardzo tego potrzebuje. – Tak, słucham. Kate Ryan. – Cześć, Kate – usłyszała głos Ellen. – Mam dla ciebie dobrą wiadomość. – To znaczy? – spytała, czując, że serce wali jej jak młotem. – Mamy nową dziewczynę, która chce oddać dziecko do adopcji. Zaczęła właśnie przeglądać papiery, w tym również wasze. Ale nie ciesz się za bardzo – dodała ostrożnie. – Co prawda uważam, że świetnie się nadajecie na rodziców dla jej dziecka, ale ona może mieć inne zdanie. Przygotuj się na to, że trzeba będzie jeszcze poczekać. – Och– westchnęła Kate, czując nagły ból w piersi. – Rozumiem. – Nie, Kate, to ja cię rozumiem, ale musisz uzbroić się w cierpliwość i przyzwyczaić do czekania. – Czekam już ładnych parę lat. W słuchawce zapanowała cisza, a Kate wyobraziła sobie, jak Ellen