Nad wodą – obraz mętny, wąski, jakby kto na kamieniu stał. Tylko że kamienia żadnego tam
nie ma... Nagle... nagle światło jakieś nieziemskie, jasne, o wiele jaśniejsze niż od tych latarni gazowych, co to u nas w Nowym Araracie teraz na ulicach się palą. I tu już stanął on przede mną w całej oczywistości. Czarny, w habicie, za plecami światło się rozlewa, i stoi wprost na toni – drobna fala pod nogami mu pluska. „Idź – powiada. – Powiedz. Pusto ma być”. Wyrzekł i paluchem na Rubieżną wskazał. A potem kroczyć zaczął do mnie wprost po wodzie – jeden krok, drugi, trzeci. Ja żem krzyknął, rękami zamachał, odwrócił się i ile sił w nogach uciekł... Mnich chlipnął, wytarł nos rękawem. Pelagia westchnęła, pogłaskała biedaka po głowie, a Antipa od tego zupełnie się już rozkleił. – Tom pobiegł do ojca archimandryty, a on jak na mnie ryknie słowami, jakie tylko zna: nie wierzy – poskarżył się mnich płaczliwym głosem. – Wsadził mnie do ciemnicy, za kratę, o skórkach od chleba i o wodzie. Cztery dni tam siedziałem, trząsłem się i cały czas modły wznosiłem, w środku mi wszystko zaschło. Wyszedłem – a tu nogi się pode mną uginają. Bo już czcigodny ojciec nasz nowe ćwiczenie mi nagotował: z Kanaanu na Ukataj, najdalszą wyspę, popłynąć i tam przy gadzim karmniku zostać. – A co to znowu za gadzi karmnik? – zadziwił się Mitrofaniusz. – A to archimandrycie dochtór Korowin doradził, Donat Sawwicz. Chytrego to rozumu chłop, ojciec czcigodny go słucha. Gadzi jad, powiada, u Niemców teraz w cenie, to my te gady zaczęliśmy hodować. Jad z ich mord wrednych wyciskamy i wysyłamy do niemieckiej ziemi, tfu! – Antipa przeżegnał swoje usta, żeby splunięciem się nie skalać, i wsadził rękę za pazuchę. – Tylko że najbardziej doświadczeni i najpobożniejsi starcy zebrali się po kryjomu i nakazali mi na Ukataj nie jechać, ale z Araratu samowolnie do przewielebności waszej uciec i o wszystkim, co widziałem i słyszałem, donieść. I pismo, żebym ze sobą zabrał, mi dali. O, to. Władyka zasępił się, wziął do ręki szary arkusik, założył pince-nez i zaczął czytać. Pelagia bez ceremonii zaglądała mu przez ramię. Wielce przewielebny i wielce oświecony Władyko! My, poniżej wymienieni zakonnicy Nowoararackiego monasteru wspólnotowego, pokornie przypadamy do stóp Waszej Przewielebności, błagając, byś w wysokiej swojej mądrości nie obrócił na nas, za naszą samowolę i zuchwalstwo, swego arcypasterskiego gniewu. Jeśli nawet ośmieliliśmy się okazać nieposłuszeństwo naszemu czcigodnemu ojcu archimandrycie, to nie z krnąbrności, tylko pod strachem Bożym i z gorliwości służenia Panu Naszemu. Trudny i do rozmarzeń niewczesnych skłaniający jest żywot ziemski i łasy jest ród ludzki na zmyślenia marne, ale wszystko, co opowie Przewielebności Waszej brat nasz Antipa, to prawda najprawdziwsza, bo zakonnik ów znany jest pośród nas jako brat niekłamliwy, rozgłosu nieszukający i do czczych ziemskich marzeń nieskłonny. A także i my wszyscy, podpisujący się tutaj, widzieliśmy to, co i on, chociaż nie tak z bliska. Ojciec Witalis zatwardził przeciwko nam serce swoje i słuchać nas nie chce, tymczasem zaś wśród braci zamęt i wrzenie panuje, a i strach bierze: co może znaczyć zasmucający ten znak? Czemuż to święty Wasilisk, opiekun wspaniałej tej samotni, palcem wygraża i na swoją świetlaną pustelnię klątwę rzuca? A słowa „pusto ma być” co oznaczają? Czy to o pustelni powiedziane, czy o monasterze, czy też, być może, w jeszcze szerszym znaczeniu, o jakim nam, ubogiego rozumu ludziom, nawet pomyśleć strach? Tylko Przewielebności Waszej dozwolone jest i możliwe objaśniać straszne te widzenia. Dlatego też błagamy Waszą Przewielebność, przezacnego naszego władykę, byś nie kazał karać ani nas, ani brata Antipy, tylko rozlał na straszne owo wydarzenie światło swej mądrości. Błagamy o święte Waszej Przewielebności modlitwy, pokłon niski składamy i łączymy się, niegodni, z Nim w modlitwie, pozostając Jego jakże grzesznymi sługami jeromonach Hilariusz jeromonach Melchizedek