Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/przyrodnicza.glogow.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra13/ftp/przyrodnicza.glogow.pl/paka.php on line 5
– No, proszę, tak lepiej – powiedział Korowin. – Jak idą doświadczenia nad pańskim

– No, proszę, tak lepiej – powiedział Korowin. – Jak idą doświadczenia nad pańskim

  • Natan

– No, proszę, tak lepiej – powiedział Korowin. – Jak idą doświadczenia nad pańskim

24 February 2021 by Natan

wiernym Sancho Pansą? Gdzie on jest, nawiasem mówiąc? Na górze? Polina Andriejewna zrozumiała, że mowa o Berdyczowskim, i wstrzymała oddech. – Tu jestem – rozległ się z półmroku dobrze jej znany głos Matwieja Bencjonowicza, dziwnie jakoś ospały. To, co pani Lisicyna wzięła za kupę starych szmat zwaloną na fotel, poruszyło się i mówiło dalej: – Dzień dobry, łaskawy panie. Dzień dobry, łaskawa pani. Czy wybaczą mi państwo, że nie przywitałem się wcześniej? Nie myślałem, że moja skromna obecność może mieć dla kogoś znaczenie. Pan, łaskawy panie, powiedział „Sancho Pansa”. To z powieści hiszpańskiego pisarza Miguela Cervantesa. Pan miał na myśli mnie. Na Boga, proszę mi wybaczyć, że nie wstaję. Zupełnie nie mam siły. Wiem, jakie to niegrzeczne, zwłaszcza w obecności damy. Przepraszam, przepraszam. Nie zasługuję na wybaczenie... Pan Matwiej jeszcze dość długo przepraszał tym samym żałosnym, zgnębionym tonem, jakiego Polina Andriejewna nigdy przedtem u niego nie słyszała. Porywczym gestem odwróciła kołpak lampy tak, żeby siedzący znalazł się w kręgu światła, i cicho krzyknęła. O, jak strasznie zmienił się bystrooki, energiczny zastępca prokuratora gubernialnego! Zdawało się, że w jego ciele nie została ani jedna kość – był zgarbiony, ramiona mu obwisły, ręce bezwładnie leżały na kolanach. Mrugające raz po raz oczy patrzyły bez żadnego wyrazu, a wargi wciąż poruszały się i poruszały, mamrocząc niezliczone, stopniowo cichnące słowa przeprosin. – Boże, co się z panem stało! – krzyknęła z przerażeniem pani Lisicyna, zapomniawszy o wszystkich swoich przemyślnych planach. Idąc do pawilonu numer siedem, Polina Andriejewna liczyła się z tym, że pan Matwiej, któremu i dawniej zdarzało się widzieć ją we wcieleniu „moskiewskiej szlachcianki”, rozpozna starą znajomą, i przygotowała sobie na wszelki wypadek prawdopodobne wyjaśnienie, ale teraz stało się jasne, że nie ma się czego obawiać. Berdyczowski powoli przeniósł wzrok na młodą damę, zmrużył oczy i powiedział uprzejmie: – Ze mną stała się bardzo nieprzyjemna rzecz. Ja zwariowałem. Przepraszam, ale nic na to nie można poradzić. Mnie jest naprawdę okropnie wstyd. Proszę mi wybaczyć, na Boga... Korowin podszedł do chorego, wziął bezwładną rękę za nadgarstek, zbadał puls. – To ja, doktor Korowin. Pan nie mógł mnie zapomnieć, widzieliśmy się dopiero co, dziś rano. – Teraz przypominam sobie. – Berdyczowski pokiwał głową powoli, jak automat. – Pan jest naczelnikiem tej instytucji. Przepraszam, że nie od razu pana poznałem. Nie chciałem pana obrazić. Ja nikogo nie chciałem obrazić. Nigdy. Proszę mi wybaczyć, jeśli pan potrafi. – Wybaczam – szybko przerwał mu Donat Sawwicz i odwróciwszy się do swej towarzyszki, wyjaśnił: – Jeśli mu nie przerwać, będzie przepraszał godzinami. Jakieś niewyczerpane, bezdenne otchłanie kosmicznego poczucia winy. – Nachylił się do pacjenta i uniósł mu palcami powiekę. – Mm, tak. Bardzo źle pan spał. Co, znowu Wasilisk? Matwiej Bencjonowicz, nie poruszywszy się i nawet nie próbując zamknąć odwiniętej powieki, zapłakał – cicho, żałośnie, beznadziejnie. – Tak. Zaglądał do mnie przez okno, stukał i groził. On przychodzi kraść mi rozum. Mnie i tak prawie nic nie zostało, a on wciąż przychodzi i przychodzi... – Z początku umieściłem go na tamtym tapczanie. – Korowin pokazał na ciemny kąt. – Ale nocą w okno pana Berdyczowskiego pozwolił sobie stukać Czarny Mnich. Wtedy kazałem posłać na górze, w obserwatorium. Dwie noce minęły spokojnie, a teraz, widzi pani, Wasiliskowi wyrosły skrzydła, już mu i piętro nie przeszkadza. – Tak – chlipnął podprokurator. – Jemu wszystko jedno. Ja wykrzyczałem formułę, a on odsunął się, roztopił. – Stale tę samą? „Wierzę, Panie”? – Tak. – No więc proszę, pan nie ma czego się bać. To Wasilisk boi się pańskiej magicznej formuły. Berdyczowski wyszeptał drżącym głosem:

Posted in: Bez kategorii Tagged: maroko ubiór turysty, jakie sniadanie, jak rozpoznac ze chlopak cie kocha,

Najczęściej czytane:

113

powiedziane i zrobione, tuziny ludzi będą przechodzić przez dom, szukać dowodów i przedstawiać wnioski każdy w swojej dziedzinie. Wiele tygodni potrwa rozgryzienie wszystkiego, a całe miesiące spisanie całości na papierze. ... [Read more...]

szy żadnej dodatkowej ...

broni, ściągnęła mu ręce do tyłu i zatrzasnęła kajdanki. – Danielu O’Grady – wyrecytowała, pomagając chłopcu się podnieść – jesteś aresztowany. Masz prawo nie odpowiadać na pytania. Cokolwiek powiesz, może zostać ... [Read more...]

- Co? - W tej chwili to Rainie poczuła się zmieszana. Popatrzyła na

Luke'a. Lekko kręcił głową, ponieważ też nie wiedział, o co chodzi. Cholera! - Pani z nim rozmawiała, prawda? - zapytał wesoło Mitz. - Podałem mu pani numer w Wirginii. Obiecał, że zadzwoni. Właściwie byłoby lepiej, ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 przyrodnicza.glogow.pl

WordPress Theme by ThemeTaste